Przejdź do menu Przejdź do treści

Pomoc uchodźcom świadczona przez wolontariuszy – refleksje uczestniczki

Media społecznościowe

Dzisiaj publikujemy refleksje Pani Ewy Rak studentki II roku studiów uzupełniających na kierunku stosunki międzynarodowe w Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie, która pomagała uchodźcom  od 30 marca do 30 czerwca 2022 r.

Pracowałam jako wolontariusz na Placu Jana Nowaka Jeziorańskiego w Krakowie. Na placu były trzy namioty: pierwszy z jedzeniem i kawą, drugi noclegowy oraz trzeci z ubraniami. Namioty zostały jednak już zamknięte 30 czerwca 2022 roku, natomiast został jeszcze utrzymany punkt pomocowy na Starym Dworcu Kolejowym, a także w Plazie.

Dla mnie przygoda z wolontariatem rozpoczęła się pod koniec marca 2022 roku, kiedy minęło zaledwie kilka dni od wybuchu wojny. Nie był to najłatwiejszy czas. Na samym początku wojny było sporo informacji o wojnie i toczących się tam walkach. Ocenie jest mniej pokazywanych informacji, ale nadal staram się je śledzić.  Fala uchodźców na początku była bardzo duża, a w samym Krakowie postanowiło zatrzymać się wiele Ukrainek z dziećmi, ale też osób starszych czy osób z niepełnosprawnościami.

Początki w namiotach wcale nie były takie proste, jakby się mogło wydawać, bo główną przeciwnością czy raczej przeszkodą była oczywiście bariera językowa. Na samym początku nie znałam żadnych słów, które by mi mogły pomóc w lepszym skomunikowaniu się z osobami przychodzącymi prosić mnie o coś do picia. Na szczęście byli inni wolontariusze, którzy służyli swoją pomocą i radą. Po upływie czasu nauczyłam się niezbędnych mi słów, czasem sama pytałam osoby z Ukrainy o te nazwy, jeśli ich nie mogłam zapamiętać. A potem sama uczyłam innych wolontariuszy potrzebnych słów i tłumaczyłam im, gdzie się coś znajduje i co robimy przy naszym stanowisku.

Wielkim dla mnie zaskoczeniem było to, że na pomoc osobom uciekającym przed wojną przyszli a raczej przyjechali ludzie z różnych stron świata. W namiotach poznałam osoby przyjeżdżające do Polski: z Kanady, Stanów Zjednoczonych, Australii, Szwajcarii, Włoch.  Można, więc stwierdzić, że pomoc płynęła z wszech stron świata. Co oczywiście bardzo mnie poruszało za każdym razem i przywracało wiarę w ludzi. Dobra można było doświadczyć w zasadzie bardzo często i zobaczyć uśmiech wolontariuszy i pomoc jaką nieśli codziennie. Oprócz pomagania potrzebującym można także było podszkolić się z języka angielskiego, bo z wolontariuszami z zagranicy głównie rozmawiało się w tym języku.

Wiele razy także mogłam usłyszeć słowa wdzięczności od uchodźców przychodzących do namiotów za pomoc jaka jest im świadczona. To zawsze dodawało skrzydeł i chęci do pracy na rzecz drugiego człowieka. Mimo że początki nie były łatwe to nie zniechęciło mnie to wcale, wręcz chciałam tam przychodzić, bo atmosfera i ludzie tam pracujący wzajemnie przekazywali sobie dobrą energię. Nie pamiętam, ile kaw, herbat i kakao zrobiłam, bardzo dużo, wręcz inni mówili, że mam już wprawę i zawsze zajmowałam się kawą i herbatą. Dużo się w tym czasie nauczyłam i często myślałam nad tym, że osoby starsze, dzieci czy w ogóle ludzie muszą porzucać swój dom i uciekać do innego kraju. Bardzo im współczułam i było mi przykro. Jednak wiedziałam, że idąc tam muszę mieć dobre nastawienie, przywitać ich uśmiechem. Dać im kawę, kanapkę czy inne rzeczy. I czasem po prostu ich wysłuchać, żeby mogli poczuć się lepiej.Czasem zdarzało się, że ktoś poprosił mnie o pomoc w wytłumaczeniu, jak ma dotrzeć do jakiegoś miejsca. Mimo bariery językowej starałam się im pomóc najlepiej jak potrafiłam.

Znajoma opowiadała mi, kiedyś o wewnętrznych sporach, jakie ich dzielą, głównie chodziło o wzajemną niechęć ludzi pochodzących ze wschodu Ukrainy do osób zamieszkujących tereny Zachodniej Ukrainy. Na Wschodzie ludzie mówili głównie po rosyjsku, a na Zachodzie po ukraińsku. Mogłam wtedy zaobserwować pewne różnice, które dzielą naród ukraiński. Od razu pomyślałam o Polsce, w której nasze społeczeństwo, co prawda nie dzieli się pod względem języka, ale głównie pod względem poglądów politycznych. Jak można było zobaczyć podział ten u naszych sąsiadów jest nieco inny niż w naszym kraju.

W namiotach spotkałam także moich rodaków, którzy także pomagali jako wolontariusze, bardzo dużo fajnych i pozytywnych ludzi mogłam w tym czasie poznać.  Wśród grupy wolontariuszy były także osoby z Ukrainy, z którymi także dobrze się dogadywałam, z niektórymi kontakt utrzymuje nadal. Można w sumie postawić tezę, że namiot był miejscem spotkań, ale też miejscem nowych znajomości. Mogłam także spróbować jedzenia popularnego na Ukrainie i dostałam także zaproszenia do Ukrainy, jak już nie będzie tam wojny i będzie już spokojnie.

Bardzo wiele także się tam nauczyłam i przede wszystkim zobaczyłam, jak trudno czasem jest się odnaleźć w nowym kraju i jak ważna jest pomoc tym osobom. Oczywiście zauważalne były także kwestie związane z tym, że część osób była naprawdę biedna i potrzebująca pomocy, a część osób była bardziej zamożna względem innych osób.

Podczas pracy w namiocie doświadczyłam także wiele życzliwości, pomocy i na pewno będę bardzo dobrze wspominać ten czas pracy w namiocie. Dzięki niemu poznałam wiele fajnych ludzi, z którymi utrzymuje nadal kontakt.

Czasem zdarzało mi się rozmawiać na temat sytuacji w Ukrainie, jednak nie chciałam wypytywać tych osób, bo może to nie być dla nich łatwe. Ciekawostką i zagadką jest dla mnie do dziś, dlaczego część osób brało mnie za Ukrainkę, co mnie bardzo zaskoczyło. Jednak był to miły i bardzo pouczający czas spędzony w towarzystwie wolontariuszy oraz osób korzystających z oferowanej pomocy w namiocie.

Zdarzały się także sytuacje, gdzie część osób, jednak była to mała część osób, które przejawiały postawy roszczeniowe i chciały jak najwięcej uzyskać dla siebie w mojej opinii nie patrząc na to czy innym osobom nie zabraknie tych rzeczy. Jednak były to sytuacje sporadyczne.

Aktualności